Dla Tomasza dzień ten zaczął się
jak każdy inny dzień, którego trzeba iść do pracy. Budzik
punktualnie o 6.00 zagrał swą straszną melodię zwiastującą
koniec beztroskiej podróży po krainie sennych marzeń. A Tomasz
uwielbiał tę krainę. Tu wszystko było możliwe, a prawa
obowiązujące w realnym świecie, zwyczajnie tam nie istniały. Pewnym, choć mało dynamicznym ruchem
sięgnął po telefon, który spokojnie spoczywał na nocnym stoliku.
Wyłączenie owego urządzenia nie było jednak takie proste...
Długa nocna
podróż po krainie marzeń tak wyczerpała Tomasza, iż w jego
głowie zaczęła powoli osiedlać się myśl o przedłużeniu snu o
króciutką drzemkę. Każda minuta w tej chwili była dla niego cenna jak afrykańskie diamenty. Wiedział jednak, że to intryga wymyślona
przez jego leniwą część natury. Intryga mająca na celu jak najdłuższe
zatrzymanie go w łóżku. Na swoje szczęście Tomasz szybko zorientował
się, w jakie sidła próbuje go wciągnąć mniej aktywna część
jego natury. Zazwyczaj jest ona cicha i ukryta, ale tak naprawdę zawsze jest przyczajona i czeka na dogodny moment, aby zaatakować i
zdominować tą aktywną, zdaje się lepszą część.
Tomasz wyłączył budzik i
rozpoczął swój poranny rytuał. Nie jest on zbytnio oryginalny,
nie niesie ze sobą żadnych walorów dydaktycznych, dlatego nie
bądźcie na mnie źli, że w tym krótkim tekście nie spróbuję, chociaż oddać jego istoty. Uważam, że taki zabieg nie
miałby sensu, gdyż w tak krótkiej formie wypowiedzi, jaką jest
ten tekst, należy maksymalnie skupić się na opisać rzeczy
ważnych, a te mniej istotne, bądź nieistotne w ogólne, pominąć
całkowicie. Skoro już udało mi się zaoszczędzić sporo miejsca,
pomijając opisy codziennych czynności towarzyszących Tomaszowi
każdego poranka dnia pracującego, mogę już spokojnie i z czystym
sumieniem kontynuować tą niezwykle interesująca i pełną
dramatycznych zwrotów akcji opowieść. A więc…
Po zakończeniu
tych wszystkich porannych rytuałów, które z uwagi na oszczędność
miejsca zdecydowałem się pominąć, a powody dla których to
zrobiłem, przedstawiłem powyżej. Tomasz dotarł do pracy. Włączył
komputer i zalał wrzątkiem swoją ulubioną kawę Kopiko, której picie odradza mu każdy zdrowo myślący i dbający o zdrowie człowiek. Niezmiernie od lat zastanawia go fakt, czemu ten produkt zwany kawą,
ma jej w swoim składzie zaledwie 12,8%? To już raczej temat do
rozważań na zajęciach z chemii, a nie w tekście który został opublikowany na blogu wschodzącej gwiazdy internetu. A może czytelnicy tego zacnego bloga wytłumaczą mu, czemu produkt zwany kawą, składa się tylko w niecałych 13% z kawy? Kto wie!
Przed Tomaszem postawiony nagle znienacka został wybór
tragiczny następującej treści: „Czy oddać lokalnemu
przedsiębiorcy nadpłatę w podatku od środków transportowych z
tytułu zbycia w 2017 roku ciągnika samochodowego marki Daf, o dwóch
osiach jezdnych i dopuszczalnej masie całkowitej zespołu pojazdów
40 ton o numerze rejestracyjnym PSR34TK w kwocie 399 zł?” Mogłoby
się wydawać, że dla tak sumiennego urzędnika jakim jest Tomasz
wybór byłby oczywisty. Tak oczywisty jak to, że dzik sra w lesie,
a wiewiórka wpieprza żołędzie. Na niekorzyść lokalnego
przedsiębiorcy przemawiał jednak fakt, że Tomasz był graczem. A gracze mają to do siebie, że grają w gry. A te potrafią sporo kosztować. Tomaszowi w
podjęciu decyzji pomógł również fakt, że znał owego lokalnego
przedsiębiorcę. Za czasów studenckich dorabiał u niego na czarno
i nie raz musiał zostawać po godzinach. Zdarzało się, także tak
i to nie raz, że pensja wypłacana była niższa od tej umówionej. Teraz mógł w końcu wziąć odwet na tym chciwym i parszywym gnoju. Reasumując wszystkie za i przeciw, Tomasz podjął decyzję, aby
przytulić do swej kieszeni owe cztery stówki. W jego mniemaniu był to jedyna słuszna decyzja.
Odpowiednie spreparowanie dokumentów zajęło Tomaszowi ładnych parę minut. Chciał, żeby wszystko było na tip - top, aby nikt się do papierów nie doczepił. Wiedział, że licho może spać, ale Inspektorzy CBA i Regionalnej Izby Kontroli nigdy nie śpią. W okolicach godziny 14.00 lewe pieniądze zasiliły konto Tomasza. Był bogatszy o prawie cztery stówki. Wystarczyło już zatem jedynie poczekać grzecznie do godziny 15.00, aby móc legalnie udać się do pobliskiego sklepu po zakup interesujących go pozycji, które już wcześniej upatrzył sobie w ofercie internetowej sklepu. Finalizacja niecnego procederu zbliżała się wielki krokami, podobnie jak koniec pierwszego kwartału roku, a co za tym idzie konieczność sporządzenia sprawozdania RB-27S, z którego Minister Finansów czerpał wiedzę na temat wysokości obniżenia górnych granic stawek podatkowych w Gminie Środa Wielkopolska.
Gdy radyjko zagrało wesołą melodię oznajmującą godzinę 15.00, Tomasz niczym strzała wypuszczona z łuku Robin Hooda lub z kuszy Wilhelma Tella wystrzelił z olbrzymią prędkością prosto do celu jakim był pobliski elektromarket. Tomasz zwał tę godzinę godziną "W", czyli wolność. Godzina 15.00 oznaczała dla niego wolność od podatków i wkurzających swoją niewiedzą podatników, których brak okrzesania i ogłady często porażał. Nie wszyscy tacy byli, ale takich zawsze się pamięta. I to oni robią złą opinię ogółowi ludzi.
W sklepie nie było kolejek i tłumów ludzi, mimo iż było parę minut po godzinie 15.00. Tomasz wiedział, gdzie w markecie spoczywają i oczekują na zakup wypatrzone i wymarzone przez niego tytuły. Szybkim krokiem udał się w odpowiednią alejkę, aby przytulić do siebie ukochane gry. Miał szczęście. Wszystkie gry były dostępne od ręki. Obyło się zatem bez zamawiania przy kasie niedostępnego na sklepie towaru, czego Tomasz nie lubił robić, gdyż często niewiedza personelu w zakresie gier skłaniała Tomasz to tzw. "pierdolnięcia baranka", czyli uderzenia z całych sił czołem o najbliższą ścianę lub blat lady, aby odreagować swoje zirytowanie zasobem wiedzy personelu.
W ręce Tomasza powędrowały cztery gry. Nie mniej i nie więcej niż cztery. Zawsze mogłoby być ich więcej, niż cztery, ale "zajumanej" gotówki (a właściwie elektronicznego środka płatniczego w formie wirtualnych zapisów na internetowym rachunku rozliczeniowym, do którego bank wydał debetową kartę płatniczą, za której możliwość korzystania Tomasz uiszczał comiesięczną opłatę w kwocie 5 zł i zero groszy polskich złotych nowych). Były to następujące tytuły:
Gdy radyjko zagrało wesołą melodię oznajmującą godzinę 15.00, Tomasz niczym strzała wypuszczona z łuku Robin Hooda lub z kuszy Wilhelma Tella wystrzelił z olbrzymią prędkością prosto do celu jakim był pobliski elektromarket. Tomasz zwał tę godzinę godziną "W", czyli wolność. Godzina 15.00 oznaczała dla niego wolność od podatków i wkurzających swoją niewiedzą podatników, których brak okrzesania i ogłady często porażał. Nie wszyscy tacy byli, ale takich zawsze się pamięta. I to oni robią złą opinię ogółowi ludzi.
W sklepie nie było kolejek i tłumów ludzi, mimo iż było parę minut po godzinie 15.00. Tomasz wiedział, gdzie w markecie spoczywają i oczekują na zakup wypatrzone i wymarzone przez niego tytuły. Szybkim krokiem udał się w odpowiednią alejkę, aby przytulić do siebie ukochane gry. Miał szczęście. Wszystkie gry były dostępne od ręki. Obyło się zatem bez zamawiania przy kasie niedostępnego na sklepie towaru, czego Tomasz nie lubił robić, gdyż często niewiedza personelu w zakresie gier skłaniała Tomasz to tzw. "pierdolnięcia baranka", czyli uderzenia z całych sił czołem o najbliższą ścianę lub blat lady, aby odreagować swoje zirytowanie zasobem wiedzy personelu.
W ręce Tomasza powędrowały cztery gry. Nie mniej i nie więcej niż cztery. Zawsze mogłoby być ich więcej, niż cztery, ale "zajumanej" gotówki (a właściwie elektronicznego środka płatniczego w formie wirtualnych zapisów na internetowym rachunku rozliczeniowym, do którego bank wydał debetową kartę płatniczą, za której możliwość korzystania Tomasz uiszczał comiesięczną opłatę w kwocie 5 zł i zero groszy polskich złotych nowych). Były to następujące tytuły:
- The Last of Us Remastered -
Tomasz ogrywał pierwotną wersję przygód Joela i Elli w niszczonym przez straszliwy wirus świecie na konsoli Sony z poprzedniej generacji. Była to jedna z jego ulubionych gier dlatego, gdy nadarzyła się okazja, aby ponownie przeżyć pełną przygód i wzruszeń opowieść w przystępnej cenie, nie wahał się ani chwili przed zakupem.- Horizon Zero Dawn Complete Edition -
Była to gra, na którą Tomasz polował od samego momentu zakupu nowiutkiej PS PRO. Cierpliwość została w jego przypadku wynagrodzona. Nabył nie tylko cudowną grę, którą gracze wychwalają pod niebiosa, ale również dodatek fabularny, który edycja kompletna zawierała wraz z kilkoma innymi mniejszymi dodatkami w formie strojów i innych duperelek. Tomasz z reguły nie śpieszył się z zakupem gier na premierę. Zwykł czekać na wydanie edycji kompletnych i takowe nabywał w drodze kupna. Tak jak to miało miejsce w tym przypadku. Bo jak grać w grę, to na całego. Nie po to są dodatki fabularne, aby je pomijać lub kupować w wersjach cyfrowych.- South Park The Fractured but Whole -
Po ukończeniu poprzedniej części Tomasz długo nie mógł wyjść z zachwytu jaką twórcy kultowego serialu South Park zrobili cudowną grę. Pełną specyficznego humoru i ciekawej akcji, od której nie szło się oderwać długimi godzinami. Kwestią czasu i pieniędzy było jedynie, kiedy kolejna gra z tego uniwersum wpadnie w łapska Tomasza. Czas się znalazł, pieniądze też. Teraz trzeba było tylko grać, cieszyć się i śmiać z absurdalnych pomysłów scenarzystów gry.- The Last Guardian -
Na koncie PSN Tomasza znajdziemy dwie poprzednie gry Fumito Uedy, a więc Ico oraz Shadow of the Colossus, ale Tomasz w żadną z nich nie grał. Jak to możliwe? Spytacie pewnie. Śpieszę zatem z odpowiedzią, bo nie lubię pozostawiać pytań bez odpowiedzi. Wyjaśniam zatem, że w dwie poprzednie gry Uedy grała była narzeczona Tomasza. On użyczył jej jedynie swojej konsoli i konta do grania. Ona grała, a on obserwował i czerpał z tego faktu nie lada radość, gdyż zarówno Ico, jak i Shadow of the Colossus zafascynowały go swoimi pełnymi emocji historiami. Tomasz kupując The Last Guardian zapragnął, przeżyć cudowną przygodę już nie jako widz, ale gracz kontrolujący przebieg zdarzeń na ekranie telewizora.
Cztery pudełka z płytami powędrowały do Tomaszowej torby, którą pewną ruchem zarzucił na lewe ramię, aby udać się w niezbyt odległą podróż do domu. Jeśli myślicie, że Tomasz od razu po powrocie do domu oddał się szaleństwu grania, to grubo się mylicie. Tomasz jest rozsądnym człowiekiem, który wie, że najpierw należy wypełnić swoje obowiązki domowe, a dopiero potem można się skupić na rozrywce. Zgodnie z tą maksymą Tomasz najpierw zjadł obiad, a dopiero potem zasiadł do konsoli.
PS.
Wszystkie zdjęcia zostały wykonane przeze mnie osobiście, na terenie stadionu Polonii Środa Wielkopolska.
Cztery pudełka z płytami powędrowały do Tomaszowej torby, którą pewną ruchem zarzucił na lewe ramię, aby udać się w niezbyt odległą podróż do domu. Jeśli myślicie, że Tomasz od razu po powrocie do domu oddał się szaleństwu grania, to grubo się mylicie. Tomasz jest rozsądnym człowiekiem, który wie, że najpierw należy wypełnić swoje obowiązki domowe, a dopiero potem można się skupić na rozrywce. Zgodnie z tą maksymą Tomasz najpierw zjadł obiad, a dopiero potem zasiadł do konsoli.
PS.
Wszystkie zdjęcia zostały wykonane przeze mnie osobiście, na terenie stadionu Polonii Środa Wielkopolska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz