sobota, 28 stycznia 2017

Marzenia


Zastanawialiście się kiedyś czemu ludzie przestają marzyć? Dlaczego po przekroczeniu pewnej granicy żyjemy z dnia na dzień, a nie wybiegamy myślami w przyszłość?

Wszyscy będąc dziećmi puszczamy wodze fantazji. Czemu, gdy stajemy się dorośli przestajemy to robić?

Dlaczego marzymy? Po co nam fantazja? 

Wiele pytań i brak jednoznacznej odpowiedzi.


Dlaczego dorośli żyją dniem bieżącym, a dzieci potrafią bujać w obłokach? Maluchy zostały obdarzone przez Boga lub fatum darem fantazjowania. Przypomnijcie sobie kiedy byliście szkrabami. Każde z Was snuło plany o przyszłości. Chłopcy marzyli by zostać policjantami lub strażakami. Dziewczynki chciały poznać księcia z bajki, dla którego zawsze będą pięknymi księżniczkami. Ja też chodziłem z głową w chmurach. Snułem marzenia o tym, by zostać autorem bajek dla najmłodszych. Na pytanie dlaczego akurat takie miałem plany odpowiadałem, że chcę uszczęśliwiać dzieci. Wiele lat później moje losy potoczyły się w taki sposób, że zostałem urzędnikiem. W urzędzie mogę pisać jedynie „bajki” dla petentów w formie decyzji administracyjnych. Odbiorcami moich tekstów nie są brzdące tylko dorośli ludzie. W niektórych jednak przypadkach wydaje mi się, że mam do czynienia z najmłodszym pokoleniem, gdyż ich zaradność życiowa jest znikoma, a znajomość języka polskiego na poziomie dziecka z podstawówki i to tej sześcioklasowej. Czy moje teksty ich uszczęśliwiają? Jednych tak, a innych nie. Zależy co człowiek rozumie pod pojęciem szczęścia. Jeśli jest to wezwanie do złożenia deklaracji podatkowej i zapłaty należnego podatku pod rygorem wszczęcia postępowania karnoskarbowego, to są szczęśliwi jak jasna cholera.

W trzeciej klasie podstawówki moja wychowawczyni składała mi życzenia z okazji urodzin. Życzyła mi zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń. W obawie, że zapyta mnie jakie mam marzenia skłamałem, że ich nie posiadam na co ona, że przecież każdy je ma. Mam się ich nie wstydzić, bo są moje. Święta prawda! Miałem 9 lat, a pamiętam to zdarzenie jakby było wczoraj. Wiem o czym marzyłem wtedy najbardziej. Chciałem być jak mój kolega z ławki – Tomek. Opalony, szczupły i wysportowany. Wygadany i potrafiący dać po mordzie kiedy sytuacja tego wymaga. Nie jeden raz stanął w mojej obronie. Bił się w mojej sprawie, a ja w tym czasie pilnowałem mu plecaka. To on nauczył mnie jeść fast foody i pić alkohol. Razem dzieliliśmy pasję filmową i kinową. Byliśmy nawet na „Titanicu”. Obecnie brzmi to trochę jak historia spod znaku dwóch nagich mieczy i tęczowej flagi, ale zapewniam, że nasza przyjaźń nigdy nie miała charakteru erotycznego. W głównej mierze dzięki Tomkowi przetrwałem okres odchudzania w 2006 roku. Spotykaliśmy się u niego w miarę regularnie co piątek lub co drugi. Oglądaliśmy film i piliśmy wódkę. Spotkania te stanowiły dla mnie odskocznię od trudów związanych ze zrzucaniem wagi. Dawały mi siłę do walki. Były to beztroskie chwile kiedy mogłem szczerze porozmawiać i pobyć w doborowym towarzystwie. Nigdy Ci Tomasz tego nie mówiłem. Wiem, że to czytasz i dowiesz się jak bardzo mi w tamtym czasie pomogłeś.


Gdy zaraz po studiach licencjackich rozpocząłem pracę w gminie dopadła mnie straszna przypadłość, na którą cierpiałem dobrych kilka lat. Ta przypadłość to nie oddawanie się marzeniom. Zacząłem żyć z dnia na dzień. Przestałem wybiegać myślami w przyszłość. Przestałem fantazjować. Dlaczego? Ponieważ wydawało mi się, że jestem dorosłym i zdroworozsądkowym człowiekiem. Jestem urzędnikiem, a marzenia i fantazje to domena dzieci i lekkoduchów. Urzędnik twardo stąpa po ziemi. Myśli trzeźwo. Nie pozwala sobie na bujanie w obłokach. Z perspektywy czasu zauważam, że sam siebie oszukiwałem. Jestem marzycielem. Nie jest to powód do wstydu. Można marzyć, fantazjować i jednocześnie być mądrym, poważanym człowiekiem. Wcześniej myślałem, że jeśli ludzie zobaczą we mnie fantastę, to przykleją mi łatkę lekkomyślnej i bezrozumnej osoby, a za taką nie chciałem być uważany. Pragnąłem, aby mnie szanowano za mój rozsądek i posiadaną wiedzę. Tak bardzo bałem się być uznanym za nieroztropnego, że przestałem marzyć. 

Do czego potrzebna jest mi wyobraźnia? Odpowiedź jest prosta. Do przetrwania w tej brutalnej rzeczywistości, gdzie człowiek nie liczy się z drugim człowiekiem. Gdzie jeden bez powodu szykanuje drugiego. Do przeżycia w świecie, w którym płacz uznawany jest za słabość, a jakiejkolwiek słabości boimy się pokazać, bo ktoś inny może ją wykorzystać przeciwko nam. Marzenia są potrzebne, abyśmy mogli wyobrazić sobie nasz przyszły, lepszy świat choćby taki, w którym ludzie nie znęcają się nad zwierzętami i nie zabijają ich dla zdobycia trofeów myśliwskich. Świat bez przemocy wobec dzieci i innych bezbronnych osób. Tolerancyjny świat, w którym za głoszenie swoich poglądów nie można dostać w twarz, a inny kolor skóry nie czyni gorszym. Wielu powie, że świat idealny nie istnieje. Że nie da się stworzyć miejsca na ziemi, gdzie wszyscy będą żyli w harmonii i szczęściu. I tych wielu pewnie ma rację, ale co nam szkodzi o takiej krainie marzyć? Czarnoskóry pastor Martin Luther King także marzył. W 1963 roku w Waszyngtonie powiedział: „Mam marzenie, że pewnego dnia naród nasz wzniesie się na wyżyny prawdziwego sensu swojej wiary i uzna za prawdę oczywistą, że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi”. Dwa lata później zniesiono w Stanach Zjednoczonych segregację rasową.

John Lennon również marzył. „Wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących w pokoju.” - śpiewał w swoim legendarnym utworze „Imagine”. To nie przypadek, że zarówno Martin Luther King, jak i John Lennon zostali zamordowani. Świat nigdy nie lubił marzycieli. Ludzie od zawsze bali się marzyć w obawie przed stygmatyzacją. Uczy się nas od małego, abyśmy twardo stąpali po ziemi . Kto buja w obłokach jest leniem i nierobem. Każe się nam uczestniczyć w wyścigu szczurów. Mamy coraz więcej pracować, aby lepiej zarabiać, a to wszystko w celu posiadania coraz to większej ilości dóbr wszelakich. Konsumpcjonizm, materializm i hedonizm opanowały nasz świat.

Promuje się techniczne kierunki studiów, a wręcz szykanuje humanistyczne. Zgodzę się, że nauka jest ważna. Postęp technologiczny rozwija społeczeństwa. Potrzebujemy inżynierów, ale potrzebujemy też filozofów. Chcielibyście żyć w społeczeństwie opanowanym przez naukę? Gdzie na wszystko trzeba mieć dowód? Gdzie ludzie kierują się wyłącznie rozumem, a nie ma miejsca na przeczucia, intuicję? Dla mnie byłby to koszmar. Nie znoszę matematyki za to, że ma ściśle określone zasady. Albo liczysz poprawnie i otrzymujesz dobry wynik albo niepoprawnie i twój wynik jest zły. Nie ma tu miejsca na interpretację i argumentację. Człowiek z umysłem ścisłym po trosze przypomina mi robota, który nie potrafi oceniać i myśleć abstrakcyjnie. Dla humanisty nie ma jednej właściwej odpowiedzi na zadane pytanie. Może ich być wiele. Ile osób, tyle odpowiedzi. Ważna jest w tym przypadku sztuka argumentowania swoich racji. Życie nie jest czarno-białe. Nie ma jednej słusznej odpowiedzi na postawione pytanie.


Co kształtuje naszą wyobraźnię? Na rozwój mojej olbrzymi wpływ miał fakt, że jestem jedynakiem. Brak rodzeństwa wymuszał na mnie inwencję wymyślania kolejnych zabaw. Nie mały wpływ miały też filmy i bajki, które od małego uwielbiałem oglądać. Wystarczyło włączyć mi bajkę na VHS i posadzić przed TV. Spokój na kilka godzin zapewniony. Nie potrafiłem oderwać oczu od telewizora. Wypożyczalnię kaset traktowałem prawię jak świątynię, która zapewniała mi źródło rozrywki. Później pojawiły się w moim życiu gry video. Zawsze też lubiłem obserwować ludzi, patrzeć na ich reakcje w różnych sytuacjach. Często próbowałem wczuć się w ich położenie. Gdybałem jak ja bym się zachował będąc w ich skórze. Te wszystkie rzeczy niewątpliwie ukształtowały moją wyobraźnię. Kształtuje się ona nadal. Jest to proces ciągły. Im więcej mamy lat na karku, tym więcej jest okazji do czerpania inspiracji. A im więcej inspiracji, tym więcej marzeń.

Byłem kiedyś świadkiem wzruszającego obrazka. Sparaliżowany mężczyzna siedział na wózku inwalidzkim i przy pomocy małego gwoździa odsłaniał pola zdrapki Lotto. Co do tego, że w tamtej chwili marzył o wygranej nie mam żadnych wątpliwości. Jego ubiór wskazywał, że ledwo wiąże koniec z końcem. Widząc ten obrazek miałem jedno marzenie: chciałem, aby ten mężczyzna wygrał główną nagrodę. Zasługiwał na nią jak nikt inny. Na pewno odmieniłaby jego życie na lepsze. Podejrzewam, że grał już od jakiegoś czasu, a ciężko zaoszczędzony grosz wydawał na zdrapki. Marzył o wygranej, a marzenia te prawdopodobnie trzymały go przy życiu. Z utęsknieniem czekał na dzień, w którym będzie mógł kupić los mogący poprawić jego byt. Marzenia o wygranej mogły stanowić cel jego życia. Podążał obraną drogą ku szczęściu, które sobie wyśnił. Nawet jeśli nigdy nie wygrał, to chociaż miał siłę i motywację do codziennej egzystencji. Marzenia to najlepsza motywacja do życia.


Usłyszałem kiedyś od jednego przedsiębiorcy w telewizji, że marzenia są domeną słabych. Silne jednostki nie marzą tylko określają cele do realizacji, a gdy je osiągną wskazują sobie nowe. Te osoby, które mnie znają wiedzą, że jestem spokojnym człowiekiem, ale gdy usłyszałem słowa tego pana miałem ochotę dać mu w pysk najmocniej jak potrafię. Marzenia i cele do realizacji znajdują się na dwóch przeciwnych szalach wagi. Marzenia często są po to, aby je tylko mieć. Marzymy o czymś nieosiągalnym w danej chwili. Marzenia z założenia są nierealne. Oczywiście cudownie jest, gdy jakieś nasze marzenie się spełni jednakże większość osób pragnie czegoś iluzorycznego, np. wygranej kilkunastu milionów złotych na loterii. Wielu marzy, a bardzo niewielu wygrywa. Natomiast cele, które sobie wyznaczamy muszą być rzeczywiste i możliwe do osiągnięcia dzięki naszej ciężkiej pracy (np. ukończenie trudnych studiów). Cele tworzy nasz rozum, a marzenia to nieuchwytna cząstka naszej duszy.


Nie bójmy się marzyć. Marzyciele mogą zmienić świat i uczynić go lepszym miejscem do życia. Szukajmy inspiracji. Kształtujmy swoją wyobraźnię. Nie dajmy sobie wmówić, że dzisiejszy świat nie potrzebuje marzycieli. Potrzebuje ich bardziej niż kiedykolwiek. Siostry i bracia marzyciele pora zjednoczyć szeregi!

„Może powiesz, że jestem marzycielem. Lecz nie jestem jedynym. Mam nadzieję, że pewnego dnia do nas dołączysz.” - John Lennon „Imagine”

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Kronika gracza

- Wstawaj! Już pora - powiedział cicho, lecz stanowczo Leon.
- Przecież słyszę. Wstaję już - z zażenowaniem odpowiedziała Klara.

Rodzeństwo szybko przywdziało szlafroki na swoje pidżamki i skierowało kroki na strych w taki sposób, aby rodzice się nie obudzili. Mieli kategoryczny zakaz przebywania samemu na strychu. Ów zakaz nie raz już złamali. Powodem ich subordynacji, jak to zwykle bywa u dzieci, była ciekawość. Dzieciaki chciały wiedzieć, co takiego znajduje się w starym kufrze oraz kto i w jakim celu postawił go w kącie strychu? Kufer był olbrzymi. Zbudowany z ciemnego drewna, a jego zawartości strzegła kłódka znacznych rozmiarów. Leon, zanim mama zapędziła go do łóżka, podprowadził tacie z garażu nożyce do cięcia metalu. Dzięki temu przydatnemu każdemu włamywaczowi narzędziu miał otworzyć tajemniczą skrzynię i przekonać się jaki skrywa sekret. Otwarcie pojemnika nie było łatwe jednakże dzięki temu, że kłódka była stara i zardzewiała, zagadkowy kufer stanął dla rodzeństwa otworem po ok. 15 minutach. Leon jako pierwszy zajrzał do środka. Nie było tam nic oprócz pewnego przedmiotu zawiniętego w zakurzoną szmatę. Ostrożnie wyjął zawiniątko. Ściągnął z niego ścierkę, która najwidoczniej miała pełnić funkcję ochronną. Jego oczom ukazała się wspaniała, bogato zdobiona księga oprawiona w skórę.  Przypominała księgę zaklęć czarnoksiężnika.


- "Kronika gracza" - Leon przeczytał na głos tytuł mistycznej księgi. 
- Tomasso_34. Kto to? - zapytała Klara. 
- To właściciel książki. Umieścił swój pseudonim na okładce. To nasz dziadek. 
- Ale nasz dziadziuś miał na imię Tomek - lekko zakłopotanym głosem odpowiedziała bratu Klara. 
- Głuptas z ciebie siostrzyczko. Owszem, nasz dziadek miał na imię Tomasz, ale Tomasso_34 to jego nick. Dziadek był namiętnym graczem konsolowym, o czym nigdy nie chciał mówić.

Rodzeństwo usiadło na starej kanapie, aby w spokoju pod osłoną nocy móc się zapoznać z kroniką ich dziadka Tomasza, który w świecie wirtualnym posługiwał się paszportem wystawionym na nazwisko Tomasso_34. Leon usiadł na środku sofy, a Klara po jego lewej stronie. Starszy brat położył opasłe tomisko na swoich kolanach, a następnie pewnym i zdecydowanym ruchem je otworzył. Ich oczom ukazały się następujące zapiski:


Pierwsza ukończona gra

Skoczny Jacuś (Amiga 500)


Prosta zręcznościowa gra, a dawała mi wiele frajdy. Dostałem ją na I Komunię Świętą od cioci Grażynki. Moja pierwsza oryginalna gra. Nośnik – dyskietka. Szkoda, że jej egzemplarz nie zachował się do czasów dzisiejszych. Mam do Skocznego Jacusia wielki sentyment. Chętnie spróbowałbym teraz swoich sił w tej produkcji.

Pierwsza gra ukończona na PSX

Resident Evil 2 

Najpierw bałem się grać nawet parę minut za dnia, a potem długimi godzinami grałem w nocy. Cudowna historia walki Leona i Claire z potworami zmutowanymi przez tajemniczy wirus. Horror pierwsza klasa. Emocje, które towarzyszyły otwieraniu każdych kolejnych drzwi pamiętam do dziś. Człowiek nie wiedział, czego ma się spodziewać. Czy znajdzie za tymi drzwiami stado zombie, które go rozszarpie, czy spotka tylko olbrzymiego pająka, któremu z łatwością można uciec. Komisariat Policji to moim zdaniem najlepsza lokacja w całej serii gier Resident Evil.

Pierwsza gra ukończona na PS2

Ojciec Chrzestny

Najpierw książka potem filmy. Naturalną koleją rzeczy oraz kwestią czasu było kiedy doczekamy się gry o tym samym tytule. Głównym bohaterem jest młody gangster. W miarę postępów w grze awansujemy wyżej w hierarchii, aż ostatecznie staniemy się tytułowym ojcem chrzestnym. Graficznie gra nie porywała, ale miała fajny klimat. Podobnie zresztą jak film.

Pierwsza gra ukończona na PS3

Beyond. Dwie dusze


Uwielbiam przedstawioną w tej produkcji historię oraz emocje, które wywołuje. Sterując Jodie nie raz płakałem razem z nią i nie raz się cieszyłem jej sukcesami. Muszę jednak przyznać rację opinii głoszonej przez niektórych graczy, że mało tu „gry w grze” - nawiązując do klasyki polskiego kina - jednak historia i emocje z nią związane rekompensują ów brak. To, że mamy możliwość sterowania Jodie na różnych etapach jej życia (od dziecka, poprzez nastolatkę, aż do dorosłej kobiety) stanowi dla mnie olbrzymi atut tej gry. Dzięki temu możemy poznać jej całe życie, a nie tylko wybrany fragment. W mojej opinii mistrzostwo świata, a nawet galaktyki. Twórca tej gry - David Cage jest Bogiem.

Pierwsza gra ukończona na PS4

The Order: 1896


Cudowna grafika i wciągająca historia. Gra dość krótka, ale zapewniająca wiele emocji graczom. Żałuję, że nie będzie kontynuacji. Stworzone na potrzeby gry uniwersum bardzo mi się spodobało. Sir Galahad stał się jedną z moich ulubionych postaci w świecie gier. Jest wierny swoim ideałom oraz powierzonym mu obowiązkom. Dobro ojczyzny przedkłada nad własne potrzeby.

Najlepsza gra RPG

Final Fantasy VIII (PSX)

Pierwsza gra, która sprawiła, że zapomniałem o bożym świecie. Pierwsza gra, która odciągnęła mnie skutecznie od nauki. Zamiast ćwiczyć rozwiązywanie zadań matematycznych, ja wolałem zdobywać kolejne punkty doświadczenia dla członków mojej drużyny lub spędzać godziny na grze w Triple Triad. Ach, jak cudowna była ta karcianka. Proste zasady i cudowna grywalność. Czemu tak lubię FFVIII? Bo główny bohater Squall przypominał mi trochę moją osobę. Nieśmiały samotnik, który próbuje się odnaleźć w otaczającej go rzeczywistości.

Najlepsza gra FPS

Wolfenstein: The New Order (PS3)

Nie sposób zapomnieć słów głównego bohatera gry Wiliama Blazkowicza, które wypowiedział po tym kiedy dowiedział się, że nazistom udało się dotrzeć na Księżyc – „Naziści polecieli na Księżyc?! Jebać Księżyc!” Wspaniała rozgrywka, ciekawa historia, dobra grafika i interesujące zakończenie. Nie wiem, czy to nasze uwarunkowania historyczne, ale ja po prostu lubię strzelać do nazistów. 

Najlepsza gra RTS

Command & Conquer: Tiberian Sun (PC)

Nie grałem w zbyt wiele strategii czasu rzeczywistego. Najwięcej właśnie w Tiberian Sun. Mam z tą grą wiele dobrych wspomnień. Grałem w nią u kolegi Krzycha, a jak nie grałem, to obserwowałem jak on gra. Siedzieliśmy przed kompem całymi dniami przechodząc najpierw kampanię tych dobrych, czyli GDI, a następnie złych – NOD. Gra miała piękne przerywniki filmowe, w których wystąpili prawdziwi aktorzy. Misje były zróżnicowane, dlatego przechodząc kampanię nie sposób się było nudzić. 

Najlepsze gry multi (kanapowe)

Crash Team Racing (PSX)

Worms Armageddon (PC, PSX)

Dziesiątki godzin. Nie! Setki godzin spędzonych z tymi tytułami. Najlepsze tytuły do rywalizacji z żywym przeciwnikiem. Turnieje organizowane w CTR to czysta beztroska radość dzieciństwa, która już nigdy nie powróci. Rywalizacja w Wormsy to kwintesencja adrenaliny i cudownych chwil spędzonych na walkach robakami z najlepszymi kolegami z osiedla. Ciekawe, czy kiedyś będę jeszcze tak szczęśliwy grając w grę jak wtedy, gdy miałem 16 lat?

Gry, z którymi spędziłem najwięcej czasu

Tekken 3 (PSX)

Moją ulubioną postacią był Paul Phoenix oraz Heihachi Mishima. Wiele czasu spędziłem na nauce ciosów Lei i Kinga, ale jeszcze więcej na rywalizacji z przyjacielem Robertem. Graliśmy regularnie co piątek. Kto odniósł największą liczbę zwycięstw, ten mógł przez cały tydzień chodzić z podniesionym czołem i szczycić się tytułem „Króla żelaznej pięści”.

Gran Turismo 2 (PSX)

Przechodziłem tę grę dwa razy. Nigdy nie udało mi się zdobyć 100% gry. Byłem tego bliski, bo mój wynik wynosił 97,9%. Do zaliczenia licencji specjalnej brakowało mi bodajże dwóch testów. Gra miała niesamowity klimat. Niby to tylko jazda samochodami i ściganie się na różnych trasach, ale wspomnienia zostają na całe życie.

Najlepsze intro

Soul Blade (PSX)

Do dziś, jak przypominam sobie intro Soul Blade, przechodzą mnie ciarki. Fantastyczna muzyka oraz atmosfera przygody. Pamiętam, jak chciałem dzierżyć w dłoni miecz lub topór i tak, jak bohaterowie tej cudownej gry, walczyć ze złem i demonami. Pierwszy kontakt z z Soul Blade to było niesamowite przeżycie, które odcisnęło na mnie swoje piętno. Uważam tę grę za najlepszą bijatykę w jaką kiedykolwiek miałem okazję zagrać.

Najbardziej wulgarna i obleśna gra

Postal 2 (PC)

Nie wiem jaką fabułę miała ta gra. Wiem jednak, że można w niej było zabijać niewinne osoby, układać ich ciała na stosie, a potem przy pomocy kanistra benzyny i zapałek podpalić go. Owej czynności towarzyszył komentarz głównego bohatera: „Pachnie jak kurczak.” Jedno z zadań w grze nosiło nazwę: „Podlać kwiatki na grobie ojca.” Jakie było moje zdziwienie, gdy już znalazłem przedmiotowy grób, a główny bohater oddał na niego mocz. Było to dosyć oryginalne podlanie kwiatów na grobie ojca.

Ulubiona seria gier

Yakuza (Playstation)

Moja przygoda z tą serią rozpoczęła się od części czwartej, która była w abonamencie PS PLUS. Potem nabyłem trzecią część i Dead Souls. Następnie ponownie dzięki PS PLUS miałem okazję ograć część piątą. Japonia to zupełnie inna bajka niż Europa. Cudownie jest przeżyć ciekawą historię toczącą się w miejscu, w którym prawdopodobnie moja stopa nigdy nie postanie. Kazuma Kiryu to prawdziwy wojownik wierny ideałom. Aktor użyczający mu głosu to wielki mistrz. Jego głos idealnie pasuje do tej postaci.

Najgorsza gra

Magus (PS3)

Grafika jak z PS2. Poziom trudności żaden. Nuda i brak jakichkolwiek emocji poza zażenowaniem. Zagrałem tylko dla łatwej platyny. Żałuję tego po dziś dzień.

Pierwsze platynowe trofeum

Rise of Guardians (PS3)

Gra na podstawie filmu „Strażnicy marzeń”. Lubię ją określać mianem „Diablo dla młodych.” Podobny system rozgrywki, ale zdecydowanie łatwiejszy i z mniejszą ilością przemocy.

Najszybciej zdobyte platynowe trofeum

Cabela's Adventure Camp (PS3)

Gra wykorzystująca kontroler ruchu PS Move. Składa się z kilku mini gierek takich, jak: strzelanie do rzutek, jazda na skuterze wodnym, czy gra pamięciowa z bobrami. Platynę zdobyłem w czasie 3 godzin i 59 minut. Bawiłem się przy tym wyśmienicie. Gra sprawdzi się idealnie na imprezach domowych.

Największa liczba zdobytych trofeów w jednym miesiącu 

428
Dokonałem tego w maju 2016 roku. Walka o taki wynik była ciężka. Oczywiście odpowiednio dobrałem gry żeby osiągnąć ten wynik. Udało mi się również w tym samym miesiącu zdobyć 5 platyn. Po tym bardzo intensywnym czasie miałem wręcz wstręt do konsoli. Nie odpalałem jej przez dobry tydzień.

Największe pozytywne zaskoczenie

Tomb Raider (PS3)

Jakież było moje zdziwienie, gdy po raz pierwszy odpaliłem w konsoli przygody Lary Croft z 2013 roku. Pamiętałem stare odsłony tej serii pełne zagadek i trudnych skoków. Nie spodziewałem się, że nowa część będzie tak diametralnie inna. Nie spodziewałem się, że dostanę możliwość kierowania Nathanem Drake'em w spódnicy. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ta zmiana koncepcji gry. Nie żebym nie lubił starszych odsłon serii. Taka drastyczna zmiana wniosła nowy powiem do tej serii. Z broni Lary najbardziej podobał mi się łuk. Czerpałem olbrzymią przyjemność z eliminowania kolejnych hord przeciwników za jego pomocą.

Pierwsza gra kupiona w PS Store

Alice: Madness Returns (PS3)

Niezła psychodeliczna gra. Kierujemy Alicją, która nie jest bezbronną, małą dziewczynką. Wyposażona jest m. in. w śmiercionośny nóż, którego jest zmuszona często używać do samoobrony. Gra pełna jest prostych zagadek, które oprócz zaangażowania intelektu wymagają dobrej zręczności. Gra ma cudowny, mroczny klimat. Zdecydowanie nie polecam jej dzieciom.

Najdłuższa sesja gry

Diablo II (PC)

O ile mnie pamięć nie myli spędziłem z tą wybitną produkcją prawie 18 godzin w ciągu jednej doby. Miało to miejsce po zaliczeniu pierwszej sesji na studniach. Uznałem wtedy, że należy mi się trochę rozrywki. Grałem barbarzyńcą i brutalnie zabiłem kolejne hordy przeciwników, aby zdobyć jak najwięcej punktów doświadczenia. Po zaledwie dwóch godzinach gry rozbolała mnie głowa i zamierzałem kończyć rozgrywkę, ale ciekawość tego, jak potoczą się dalsze losy mojego bohatera, skutecznie zatrzymała mnie przy ekranie monitora aż na 18 godzin. Nigdy więcej nie spędziłem tyle czasu z jedną grą podczas doby.

Ulubiona postać

Bentley (seria gier Sly Cooper)

Ciężki wybór. Miałem ich kilka podczas swojej kariery gracza jednak żółwia, który porusza się na wózku inwalidzkim z atomowym napędem darzę największą sympatią. Mimo swoich ułomności fizycznych doskonale radzi sobie z problemami. Wszystko to dzięki jego sile intelektu i ogromnej wierze we własne umiejętności.

 

Ulubiona walka z bossem

Gray Fox (Metal Gear Solid)

Do dziś mam w głowie jego tekst "Do you remember Snake? The feel of battle?! The clashing of bone and sinew?!". Będę go chyba pamiętał już zawsze. Brzmienie tych słów wywołuje u mnie dreszcze. Pamiętam, że nie potrafiłem skupić się na lekcjach historii w gimnazjum, gdyż pragnąłem jak najszybciej znaleźć się w domu i po raz kolejny skopać tyłek Cyborgowi Ninja. Pewnie istnieją bardziej emocjonujące walki z bossami, ale tej nie potrafię wymazać ze swojej pamięci. Jest wyśmienita i bardzo klimatyczna.

Najlepsza gra logiczna

Kurushi (PSX)

Kapitalna gra wymagająca myślenia i zręczności. Sterujemy małym ludzikiem, którego zadaniem jest przetrwać na planszy pomimo kolejnych napierających na niego bloków klocków. Nasz bohater może je detonować, ale musi uważać na czarne klocki, których pod żadnym pozorem nie może zniszczyć, gdyż spowoduje to utratę części powierzchni, po której się porusza. Gdy zabraknie miejsca do poruszania się, to spadamy w przepaść i kończymy grę. Nigdy bym nie poznał piękna tej gry, gdyby nie przyjaciel Robert, który postanowił zaryzykować i nabyć tę produkcję.

Nagle pewnym i stanowczym ruchem ręki Leon zamknął kronikę dziadka Tomasza i zwrócił się do Klary:
- Idziemy, bo już prawie świta. Jeszcze nas rodzice nakryją i nam się dostanie za nie przestrzeganie zasad. Będzie szlaban i zabiorą nam kieszonkowe.
- Ale Leoś, nie przeczytaliśmy nawet 1/3 księgi - powiedziała Klara lekko zdziwionym głosem.
- Nie przejmuj się siostrzyczko. Będziemy mieli jeszcze wiele okazji do lektury kroniki dziadka Tomasza zwanego w kręgach graczy Tomasso_34. Dzisiaj musimy już kończyć. 

piątek, 20 stycznia 2017

Krótka historia spotkania z Jarosławem Boberkiem

Po ostatnim wpisie podsumowującym ubiegły rok odczuwałem pewien niedosyt. Opisałem w dość dokładny sposób najciekawsze zdarzenia z mojego życia, ale jakaś cząstka mnie miała przekonanie graniczące wręcz z pewnością, że pewne wydarzenie potraktowałem zbytnio po macoszemu. Biłem się z myślami przez parę dni. Próbowałem rozgryźć o co chodzi mojej podświadomości. Aż w końcu olśniło mnie przy popołudniowej herbacie. Jarosław Boberek. To opis spotkania z tym wielkim aktorem potraktowałem zbyt ogólnikowo. Tym oto tekstem naprawiam swój błąd. Mea culpa.


To był zwykły grudniowy dzień. Czwartek 7.00 rano. Pracę w urzędzie tradycyjnie rozpocząłem od "pożywnego śniadania", na które składały się trzy rogaliki maślane i kubek kawy rozpuszczalnej z egzotycznej Jawy. Gdy już się dobrze posiliłem i byłem gotowy do pracy jakiś jegomość zapukał do drzwi mojego biura... 

Grzecznie powiedziałem "proszę wejść", a następnie wskazałem miejsce, gdzie może usiąść. Obsłużyłem go najlepiej jak umiałem oraz na odchodne obdarowałem uśmiechem. Warto się uśmiechać do ludzi. Ułatwia to wspólną egzystencję. Reszta dnia była spokojna i przebiegała rutynowo. Drugie śniadanie, kolejna kawa i coś słodkiego. Od południa zajmowałem się wyjaśnianiem problemowych faktur oczekując godziny 15.00 kiedy to będę mógł spokojnie zakończyć dzień pracy i udać się do domu, aby wziąć w ręce pada i rozkoszować się elektroniczną rozrywką. 

Gdy grałem w najlepsze w "Yakuza 5" o mało nie dostałem zawału, gdy na ekranie mojego telefonu pojawił się komunikat o następującej treści: „Jarosław Boberek. Biblioteka. Spotkanie. 17.30.” Patrzę na zegarek – godzina 16.30. Odetchnąłem z ulgą. Zdążę na spotkanie z królem polskiego dubbingu. W myślach dziękowałem Bogu i Przenajświętszej Maryi zawsze dziewicy, że ustawiłem to przypomnienie. Byłbym strasznie wkurzony, gdybym zaprzepaścił okazję uściśnięcia dłoni Jarosława Boberka vel Nathana Drake'a.

Pośpiesznym krokiem ruszyłem w kierunku Biblioteki Miejskiej im. Ryszarda Berwińskiego w Środzie Wielkopolskiej, która swoją siedzibę ma w miejscu dawnej synagogi żydowskiej. Zabrałem ze sobą teczkę, w której miałem okładki czterech części "Uncharted". Na owych okładkach w moim zamierzeniu mistrz Boberek miał złożyć autografy wraz z dedykacją. Nie wszystkie okładki były moje. Nie jestem aż tak zachłanny. Moje były tylko dwie, a więc połowa. Cholera! Chyba jednak jestem zachłanny. Na okładce zremasterowanej na PS4 trylogii "Uncharted" miałem wziąć autograf mojemu serdecznemu przyjacielowi Robertowi. Misją specjalną było zdobycie autografu na egzemplarzu "Uncharted 3" dla młodej Aleksandry - córki mojej szefowej. Jedno było pewne. Misja musiała zakończyć się powodzeniem. Innej opcji nie brałem pod uwagę. Okładki "Uncharted 2" i "Ucharted 3" w wersji GOTY miały zostać ozdobione autografami dla mojej skromnej, choć niemałej osoby.


Na spotkanie przybyłem jako drugi. Pośpiesznie zająłem miejsce w pierwszym rzędzie, aby mieć dobry widok i móc swobodnie zadać jakieś pytanie. Mistrz przybył punktualnie pomimo trudnych warunków panujących na drodze oraz bólu pleców, który doskwierał mu od kilku dni. Sala nie była pełna, ale jak na realia małej gminy miejsko – wiejskiej frekwencja i tak była spora. Pan Boberek przybył w towarzystwie swojego kolegi, który na co dzień pisze i reżyseruje przedstawienia teatralne. Miał się pojawić w towarzystwie swojej pani menedżer, jednak stało się inaczej, gdyż nieobecna pani zaniemogła z powodu przykrych dolegliwości towarzyszących kobiecie w stanie błogosławionym.

Spotkanie rozpoczęło się od przywitania mistrza gromkimi brawami na stojąco. Pan Boberek zaproponował formę spotkania. Nie chciał przemawiać. Poprosił o zadawanie pytań. Nieskromnie dodam, że mi jako pierwszemu udało się zadać pytanie z sali. Zapytałem, którą cześć "Uncharted" lubi najbardziej. Bez wahania odpowiedział, że drugą, gdyż była to pierwsza odsłona przygód Nathana Drake'a, w której mógł udzielić swojego głosu. Nie spodziewał się, że gry konsolowe to tak ogromne medium i że aż tyle osób w nie gra. Było to dla niego pozytywne zaskoczenie i zarazem duma, że stał się częścią czegoś wielkiego, co rozpala umysły graczy do czerwoności. Przy dubbingowaniu kolejnych części czuł wielką odpowiedzialność. Wiedział, że nie może zawieść tysięcy polskich graczy.


Kolejne pytania, które padały z sali, nie dotyczyły gier, ale jego występów przed kamerami i użyczaniu głosu w filmach animowanych. Mistrz udzielał ciekawych i wyczerpujących odpowiedzi. Mówił, że postęp technologiczny bardzo ułatwia pracę w dziedzinie dubbingu. W erze analogowej w studiu nagrań musieli być obecni na raz wszyscy aktorzy podkładający głos w danej scenie. Było ciasno i niełatwo się pracowało. W erze cyfrowej wszystkie kwestie aktor nagrywa sam, a potem się to odpowiednio montuje, aby uzyskać zadowalający efekt.

Pan Boberek pochwalił się, że obecnie kreci w Bieszczadach dla HBO drugi sezon serialu „Wataha”. Ciekawostką jest to, że drugim reżyserem tegoż serialu jest jego syn, który swoją karierę zaczynał od podawania kawy na planach filmowych.

Nie mogło zabraknąć pytań o kultowy serial „Rodzina zastępcza”. Mistrz bardzo dobrze wspomina tę produkcję, choć na planie zdjęciowym nie pracowało mu się łatwo z powodu dziecięcej obsady, która pomiędzy ujęciami cały czas płatała mu figle.

Pod koniec spotkania padło z sali ciekawe pytanie: ”Czy odmówił Pan kiedyś jakiejś roli?” Aktor odpowiedział, że miał propozycję zagrania ojca – psychopaty, który maltretuje swojego syna. Mówił, że nie był w stanie zagrać tej roli jako ojciec bardzo kochający swoje własne dzieci.

Aby rozweselić publikę pochwalił się, że miał kiedyś propozycję zagrania w reklamie… podpasek. Odmówił, bo nie czuł się kompetentny do zagrania tej roli mimo, że wcielał się w różne postacie choćby kobiety w spektaklu teatralnym „Dwie połówki pomarańczy”. Opowiedział także, że miał kiedyś okazję grać w serialu portugalskim, w którym mówił miejscowym językiem. Swoje kwestie dostał spisane fonetycznie, gdyż język portugalski jest mu całkiem obcy. Po zagraniu jednej sceny otrzymał wiele pochwał za piękne posługiwanie się portugalskim z lizbońskim akcentem.

Na koniec spotkania publika zapytała się pana Boberka czego mu życzyć? Skromnie odpowiedział, że jego marzeniem jest zagrać główną rolę w jakimś mocnym filmie, który zostanie zapamiętany, aby w końcu ludzie nie kojarzyli go tylko i wyłącznie z posterunkowym z „Rodziny zastępczej” oraz Kaczorem Donaldem i Królem Julianem.


Po zakończeniu spotkania pośpiesznie popędziłem w kierunku mistrza, aby zdobyć autografy. Podpisał wszystkie cztery okładki oraz na kopercie napisał dedykację dla mamy mojej przyjaciółki z Torunia. Zrobił to z wielką przyjemnością. Udało mi się jeszcze namówić pana Boberka na kilka wspólnych zdjęć. Dzięki temu będę miał piękną pamiątkę, z której będę dumny przez całe życie.

Mistrz Jarosław Boberek to bardzo sympatyczna i kontaktowa osoba. Jest mi niezmiernie miło, że miałem okazję uścisną dłoń tego wielkiego aktora.




niedziela, 15 stycznia 2017

Rok 2016 w moich wspomnieniach

Początek roku to czas postanowień. Jeden chce zrzucić parę kilogramów, inny z kolei przytyć. Niektórzy stawiają przed sobą różnego typu wyzwania: marzy im się przejechać, przebiec, przejść daną ilość kilometrów, zwiedzić nieznane miejsca, poznać kogoś miłego czy dokonać czegoś niezwykłego.


Wiele już miałem w swoim życiu postanowień noworocznych. Większości nie zrealizowałem, ale taki już los tego typu postanowień. W Nowy Rok wydają się ważne, aby po kilku dniach odejść w niepamięć. W 2017 roku zamierzam poprawić swój wygląd i zdrowie oraz przebiec 5 półmaratonów. Jeśli Niebieski Pan będzie dla mnie łaskawy uda mi się tego dokonać. Nie będę rzecz jasna biernie czekał na pomoc z Nieba tylko konsekwentnie dążył do realizacji obranego celu. Plany są ambitne, ale właśnie takie muszą być. Ich finalizacja da ogromną satysfakcję, a ja jestem głodny sukcesu...

Styczeń to czas podsumowań i wspominek. Spoglądamy na swoje życie z perspektywy minionego roku. Zastanawiamy się jaki on był, czy udało się nam osiągnąć postawione przez nas cele? Czy był on dla nas sprzyjający? Moim zdaniem należy zadać sobie pytanie: czy miniony rok nas czegoś nauczył? Czy jesteśmy mądrzejsi życiowo? Czy  będziemy w stanie wyciągać wnioski z popełnionych błędów i tym samym uczyć się na porażkach? Trudno postawić sobie takie pytania. Jeszcze trudniej jest szczerze na nie odpowiedzieć. Odwagi w stawianiu ciężkich pytań i szukaniu na nie odpowiedzi życzę Wam z całego serca.

Osoby, które mnie znają wiedzą dobrze, że uwielbiam różnego rodzaju wspomnienia, podsumowania, odwoływanie się do dawnych czasów, tęsknotę za latami utraconymi. Nie wiem czemu tak mam, ale wiem, że mam tak od kiedy tylko pamiętam. Nigdy nie lubiłem patrzeć w przód. Zawsze bardziej podobały mi się wycieczki w przeszłość. Z uwagi na ową przypadłość popełniłem ten tekst. Zapraszam Was do mojego 2016 roku. 

Był to rok, w którym powróciłem do czytania książek. Wstyd się przyznać, ale ostatnimi laty byłem na bakier z literaturą. Dopiero w zeszłym roku uświadomiłem sobie ile wspaniałych przygód mnie ominęło wskutek rzucenia książek w kąt. W 2016 roku udało mi się przeczytać 14 książek, w tym dziesięć tytułów jednego autora - Grahama Mastertona - brytyjskiego pisarza, autora przede wszystkim horrorów. Od czasu seansu filmu "Obecność" w 2013 roku nie oglądam horrorów w kinie ani w domu. "Obecność" przestraszyła mnie tak bardzo, że dałem sobie spokój z tym gatunkiem filmów. Jak wiadomo świat nie znosi próżni. Filmy zastąpiły przerażające, krwawe i pełne obrzydzenia powieści Mastertona. Urodzony w Edynburgu pisarz jest mistrzem w opisywaniu makabrycznych morderstw, które często dokonują istoty nadprzyrodzone. Ze szczerego serca chciałbym polecić Wam trzy pozycje, które wywarły na mnie ogromne wrażenie. Stały się one moimi ulubionymi książkami.     



Boofuls – dziecięca gwiazda musicalu – zostaje bestialsko zamordowany przez własną babcię. Pięćdziesiąt lat później znany hollywoodzki scenarzysta Martin Williams postanawia zrealizować film o jego losach. Zafascynowany osobą chłopca, gromadzi pamiątki po nim, wśród nich jest też lustro z pokoju Boofulsa. Tymczasem w mieszkaniu Martina zaczynają się dziać rzeczy niezwykłe…
(źródło: www.masterton.com.pl)


Próbując odkryć prawdę stojącą za chaosem wywołanym przez 13 czarnych czołgów, które zlikwidowały niemiecką dywizję pancerną w 1944 roku, pewien mężczyzna udaje się do Normandii. Jedyną pamiątką jest przerdzewiały czołg z zaspawanym włazem stojący przy drodze. Zdaniem mieszkańców miasteczka w maszynie mieszkają demony, dlatego boją się go usunąć. Nowela ta jest pełna ulubionych tematów Mastertona: demonów, aniołów, mitów, historii i nazizmu. Zważywszy na to, że jest bardzo krótka, jest bardzo dobrze napisana. Ostateczna konfrontacja pomiędzy dobrem a złem jest oszałamiająca. (źródło: www.masterton.com.pl)


Rytualny morderca o przezwisku „Szatan” chodzi po mieście i zabija ludzi w okrutny sposób. Porucznik Foggia musi odkryć powód zbrodni. Kojarzy on te zbrodnie z działalnością Czarnego Bractwa. Grupa ta zajmuje się czarną magią, a przed dwudziestoma laty usiłowała przywołać z zaświatów upadłego anioła Beliala. Aby go wskrzesić, należało dokonać sześciu rytualnych mordów. Siódma ofiara miała się stać jego pożywieniem. Książka ta jest jedną z najbardziej brutalnych w jego twórczości. Zawiera ona najstraszliwsze sceny przemocy.
(źródło: www.masterton.com.pl)

W świecie elektronicznej rozrywki spędziłem w minionym roku wiele czasu. Myślę, że zbyt wiele. Udało mi się ukończyć aż 50 gier! Pamiętam kiedy mając 7 lat dostałem od rodziny Atari 2600, która pospolicie zwana była "czarną grą" (właściwie była to podróbka Atari, która była bardzo popularna w Polsce w latach 90'). Tak jak giermek zostaje pasowany przez króla na rycerza poprzez położenie miecza na jego ramieniu, tak ja, otrzymawszy swoją pierwszą w życiu konsolę, stałem się graczem. To zdefiniowało moją drogę życiową. Atari wskazało szlak, na którym po minięciu drogowskazu Amigi 500, podążyłem żwawym krokiem w kierunku konsol Sony. Wędrówka cudownym szlakiem daje radość i poczucie obrania właściwego kursu zorientowanego na przygodę. Jakie gry spotkałem na szlaku w 2016 roku, które warto polecić? Było ich kilka. Oto one.

Yakuza 3


Historia w Yakuza 3 ponownie wkłada nas w buty Kazumy Kiryu, który prowadzi sierociniec na Okinawie. Jednak spokojne życie zakłóca postrzelenie Daigo Dojimy, który jest przyjacielem Kazumy. Dlatego postanawia on powrócić do Kamurocho i wziąć sprawy w swoje ręce raz jeszcze. Rozgrywka została rozbudowana względem wersji z PS2. Miasto jest żywsze, oddano nam ponad 100 zadań do wykonania i mnóstwo mniejszych, pobocznych. Dzięki temu z grą można spędzić kilkadziesiąt godzin.
(źródło: www.pssite.com

Binary Domain


Binary Domain to dynamiczna gra akcji stworzona przez ojca serii Yakuza - Toshiro Nagoshiego, w japońskim Yakuza Studio, a wydana przez Segę. Gra jest trzecioosobową strzelaniną czerpiącą wzorce z topowych zachodnich produkcji na czele z serią Gears of War od Epic Games.
(źródło: www.ppe.pl)

The Order: 1886


The Order 1886 to produkcja studia Ready at Dawn (przenośne God of War), która trafi wyłącznie na PlayStation 4. Historia przeniesie nas do czasów alternatywnej, wiktoriańskiej Wielkiej Brytanii, gdzie razem z ludźmi żyje pewna dziwna rasa mutantów, z którymi będziemy się mierzyć w trakcie rozgrywki. W grze oddane zostaną nam cztery postaci: Sir Galahada, Sebastiana Malory, Markiza de Lafayette oraz jedyna kobieta - Isabeau D'Argyll.
(źródło: www.pssite.com)

Until Dawn


Until Dawn to horror z widokiem zza pleców tworzony początkowo z myślą o PlayStation 3 i PS Move, jednak na gamescom 2014 otrzymaliśmy wiadomość, że gra trafi na PlayStation 4. Odpowiada za nią studio Supermassive Games, które ma na swoim koncie takie tytuły, jak Start the Party! czy Tumble.
(źródło: www.ppe.pl)

LEGO Star Wars: Przebudzenie Mocy 


LEGO Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy to gra action-adventure wyprodukowana przez TT Fusion i wydana przez Warner Bros. Interactive na PC, PlayStation 3, PlayStation 4, Xbox 360, Xbox One, Wii U oraz 3DS-ie. Tytuł bazował na filmie "Gwiezdne Wojny: Przebudzone Mocy".
(źródło: www.ppe.pl)

Ze światem gier wiążą się trzy ważne wydarzenia, w których brałem udział w 2016 roku.

Festiwal Fantastyki Pyrkon

Jest to cykliczna impreza, która odbywa się w Poznaniu na Międzynarodowych Targach już od paru lat. Dopiero w ubiegłym roku pierwszy raz postawiłem tam swoją nogę. Nie żałuję! Fantastyczna impreza. Pełno miłych i sympatycznych osób poprzebieranych za swoje ulubione postacie fantasy. Cudowny, bajkowy klimat. Człowiek ma wrażenie, że znajduje się gdzieś w odległej krainie pełnej księżniczek, różnej maści wojowników oraz innych wyimaginowanych postaci. Jest to raj dla miłośników komiksów, filmów fantasy oraz gier RPG, zarówno tych elektronicznych, jak i planszowych. Im więcej czasu spędzałem na Pyrkonie, tym większe miałem wrażenie, że występuję w kolejnym odcinku "Teorii Wielkiego Podrywu", gdyż otaczający mnie ludzie swoim zachowaniem przypominali mi bohaterów tego serialu. Byli pełni pasji i oddani swojemu hobby. Fantasyka to właściwie nie ich hobby, a sposób życia na co dzień. Z wielką chęcią będę odwiedzał kolejne edycje Pyrkonu. Humoru i dobrej zabawy w miłym towarzystwie nigdy za wiele. Poniżej kilka zdjęć.

Deadpool próbował mnie załatwić, ale przeżyłem i mam się dobrze.

Chudy Batman
Wzięty na muszkę przez Droida.

Poznań Game Arena

Impreza dla graczy komputerowych, ale i konsolowych. Jest to miejsce, gdzie nie tylko możemy zagrać w nowe gry lub pooglądać najnowszy sprzęt komputerowy, ale i dowiedzieć się sporo ciekawych informacji na organizowanych podczas targów wykładach z twórcami gier. PGA to również okazja do osobistego spotkania ze swoimi ulubionymi "jutuberami". Ja takich nie mam, bo raczej wolę grać niż oglądać jak inni grają. Dla mnie targi były okazją do kupienia w okazyjnych cenach gier na PlayStation 3. Żeby kupić gry w promocji musiałem swoje odstać - ponad 1,5 h w kolejce! Ale było warto. Kilka świetnych gier trafiło pod mój dach. Na PGA mogłem bliżej poznać konsolę Microsoft Xbox ONE. Fajny sprzęt, ale nie dla mnie. Zdecydowanie wolę konsole Sony. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie zrobił zdjęć z cosplayerami, czyli osobami przebranymi za postacie z gier.

Udany zakup.
Jason Voorhees
Ładna pani, tylko za kogo przebrana ?
Joker, Harley Quinn i... Harry Potter
W objęciach wiedźm.

Spotkanie z Jarosławem Boberkiem

W pewien wczesny grudniowy wieczór miałem przyjemność uczestniczyć w spotkaniu ze znanym i powszechnie lubianym aktorem - Jarosławem Boberkiem. Nie każdy wie, że ten aktor użycza swojego głosu nie tylko postaciom filmowym, ale także bohaterom gier. Graczom konsolowym kojarzy się on jednoznacznie z serią gier "Uncharted", gdzie dubbinguje postać Nathana Drake'a - młodego poszukiwacza przygód, kogoś takiego jak Indiana Jones. Spotkanie odbyło się w Miejskiej Bibliotece w mojej ukochanej Środzie Wielkopolskiej. Udało mi się zadać Jarosławowi Boberkowi pierwsze pytanie spośród wszystkich obecnych na sali słuchaczy. Zapytałem go, którą część "Uncharted" wspomina najlepiej. Bez wahania odpowiedział, że najwięcej miłych wspomnień wywołuje u niego druga część - "Uncharted. Pośród złodziei". Bardzo ucieszyła mnie ta odpowiedz, gdyż miałem przy sobie egzemplarz właśnie tej części (oraz części trzeciej), który zabrałem z zamiarem otrzymania na nim autografu. Po zakończeniu spotkania udało mi się otrzymać dwa autografy oraz zrobić sobie kilka zdjęć z prawdziwym królem dubbingu.


Rok 2016 był dla mnie udany pod względem wycieczkowym. Zwiedziłem kilka fantastycznych miejsc w Polsce takich, jak na przykład pola Grunwaldu, gdzie jak wiemy odbyła się najsłynniejsza w dziejach naszej Ojczyzny zwycięska bitwa z Zakonem Krzyżackim, czy Zamek w Golubiu.

Spełniłem także swoje dwa marzenia podróżnicze i to za jednym razem, a mianowicie pojechałem nad morzem zimą oraz zobaczyłem Półwysep Helski. Morze, zima, Hel - coś pięknego. Polecam.


Jednak największe wrażenie wywarła na mnie miejscowość Wysoka Wieś położona w województwie Warmińsko - Mazurskim. Wieś położona jest na Wzgórzach Dylewskich, z których rozciągają się piękne widoki. Cisza, spokój i świeże powietrze to największe atuty tych okolic. Miałem przyjemność nocować w gospodarstwie agroturystycznym "Dylewianka". Szczerze mogę polecić to miejsce osobom, które oprócz ciszy i spokoju, poszukują także zdrowego i  ekologicznego jedzenia. Największym przysmakiem serwowanym przez gospodarzy są robione przez nich kozie sery. Od pierwszego kęsa stałem się ich wielkim fanem. Jako ciekawostkę powiem, że w Wysokiej Wsi znajduje się stary cmentarz Mazurów. Jest to miejsce bardzo klimatyczne. Cmentarz położony jest na niewielkim wzniesieniu, co jest dość nietypowe. Jest to miejsce, o którym ciężko jest znaleźć jakieś informacje w przewodnikach turystycznych. Znają je tylko miejscowi ludzie. Jeśli będziecie kiedyś w tych rejonach, to naprawdę polecam tam zajrzeć.


Znajomi wiedzą, że kocham kino. Filmy to mój żywioł. Uwielbiam historie opowiedziane za pomocą obrazów. Na czas seansu można przenieść się w inny świat i przeżyć zupełnie inne życie. Niestety moja doba nie jest z gumy. Nie zawsze mam czas na oglądanie. W 2016 roku dużo grałem na konsoli, przez co zaniedbałem kinematografię. Udało mi się jednak obejrzeć kilkanaście filmów na dużym ekranie. Szczerze mogę polecić Wam 4 tytuły.

Jestem mordercą

Thriller inspirowany prawdziwymi wydarzeniami z początku lat 70-tych. Główny bohater filmu, Janusz Jasiński, jest młodym porucznikiem milicji. Po kolejnych niepowodzeniach śledztwa w sprawie brutalnych zabójstw kobiet, zostaje mianowany nowym szefem grupy dochodzeniowej. Stara się zrobić wszystko, by wykorzystać życiową szansę i złapać seryjnego mordercę. Jak wiele będzie w stanie poświęcić dla śledztwa? 
(żródło: www.filmweb.pl)

 

Bridget Jones 3

Na trzecią filmową część niekończących się miłosnych zawirowań w życiu Bridget Jones fani na całym świecie czekali lata. Laureaci Oscara – Renée Zellweger i Colin Firth powracają w kontynuacji ikonicznej komedii o miłosnych i zawodowych przygodach Bridget Jones, autorki najzabawniejszego pamiętnika w historii kina i literatury. Od premiery pierwszej filmowej części minęło 14 lat, Bridget to dziś zupełnie inna kobieta. Dobiega pięćdziesiątki, zamiast szelestu kartek w jej pamiętniku usłyszymy raczej odgłos stukania w klawiaturę laptopa. Tak, Bridget Jones idzie z czasem! Ok, może nie radzi sobie z tym doskonale, bo czas ten wpływa także na jej urodę, ale przy dobrym drinku staje się królową facebooków, instagramów, snapchatów i innych mediów społecznościowych. 
(źródło: www.filmweb.pl)


Wołyń

Akcja filmu "Wołyń" rozpoczyna się wiosną 1939 roku w małej wiosce zamieszkałej przez Ukraińców, Polaków i Żydów. Zosia Głowacka ma 17 lat i jest zakochana w swoim rówieśniku, Ukraińcu Petrze. Ojciec postanawia jednak wydać ją za bogatego polskiego gospodarza Macieja Skibę, wdowca z dwójką dzieci. Wkrótce wybucha wojna i dotychczasowe życie wioski odmienia najpierw okupacja sowiecka, a później niemiecki atak na ZSRR. Zosia staje się świadkiem, a następnie uczestniczką tragicznych wydarzeń wywołanych wzrastającą falą ukraińskiego nacjonalizmu. Kulminacja ataków nadchodzi latem 1943 roku. Pośród morza nienawiści Zosia próbuje ocalić siebie i swoje dzieci. (źródło: www.filmweb.pl


Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie

Kryminalistka o imieniu Jyn Erso zostaje uwolniona z więzienia Imperialnego przez żołnierzy Rebelii, którzy chcą upadku Imperium Galaktycznego. Młoda przestępczyni niedługo po przybyciu do bazy Sojuszu Rebeliantów otrzymuje niezwykle trudne zadanie polegające na kradzieży planów nowej broni Imperium. Jyn Erso oraz jej oddział, zanim wykonają główną misję, będą musieli stawić czoła ogromnej przewadze wroga. 
(źródło: www.filmweb.pl



A na koniec trochę liczb związanych z 2016 rokiem.


672 - liczba kilometrów, które udało mi się przebiec.

5 - ilość pamiątkowych medali z imprez biegowych.

71 - suma zakupionych przeze mnie gier na PlayStation 3.

8 - ilość kupionych książek.

0 - stan liczbowy dni spędzonych na zwolnieniu lekarskim.

130 - ilość złapanych pokemonów - uległem fenomenowi gry "Pokemon Go" i od 28 lipca gram nieprzerwanie. Z grą spędziłem do tej pory sporo czasu dlatego uważam, że moje przygody z pokemonami zasługują na osobny wpis.

800 - liczba kilometrów przemierzonych podczas poszukiwań pokemonów.

A jakie Wy macie wspomnienia związane z ubiegłym rokiem? Proszę podzielcie się nimi w komentarzach.